Przed nami dłuuugi weekend...proponujemy Wam chwile z dobrą książką...pełną humoru i śmiechu...
Znacie
zapewne historię o lokomotywie, dużej, ogromnej, która stała na stacji i pot z
niej spływał? A o roztargnionym panu Hilarym, który szukał okularów? Tak, tak,
to wiersze Juliana Tuwima.
A czy wiecie, że mały Julek miał bziki. Pierwszym
bzikiem był bzik pirotechniczny. Na szczęście jego domowe (ukochane)
laboratorium szybko przeniosło się z kuchennego stołka wprost do najbliższego
śmietnika, bo inaczej mogłoby dojść do niejednej katastrofy budowlanej
wywołanej wybuchem. Kolejnym bzikiem znanego (małego wówczas) poety była hodowla
całej armii jaszczurek i zaskrońców. Po epoce gadów Julka zajął szał majsterkowicza. Po porzuceniu zabawy w
konstruktora zajął się magią, a w tzw. międzyczasie zbierał stalówki, znaczki,
obrączki do cygar, widelce i steki innych okazów. Małego Julka a potem dorosłego pana Juliana
fascynowało przede wszystkim to, co cudaczne, niezwykle i (koniecznie!) nikomu
niepotrzebne. Jeden z bzików Juliana przetrwał. I to nie tylko w wspomnieniach
rodzinnych.
Tym bzikiem była (a dla nas na szczęście jest!) poezja. I choć pan
Tuwim wierszy dla dzieci napisał nie więcej niż było wagonów za słynna
lokomotywą, to one wszystkie zapadły nam i wciąż zapadają nowemu pokoleniu w
pamięć i serca. O tym wszystkim i innych ciekawostek z życia młodego Julka Tuwima dowiecie się z książki Agnieszki Frączek "RANY JULEK! O tym, jak Julian Tuwim został poetą".
Polecamy!
(kap)